Marek Gotowski
Michał Jędryka: Kiedy kilka dni temu rozmawiałem z marszałkiem województwa kujawsko-pomorskiego Piotrem Całbeckim pytając go o podsumowanie mijającej kadencji samorządowej województwa i prosiłem o wymienienie największego sukcesu oraz największej porażki to jako porażkę wymienił problemy z wykonawcami inwestycji. Te problemy często wynikają z problemów finansowych, z którymi ci wykonawcy się borykają. Czy tak jest rzeczywiście?
Marek Gotowski: Tak, to prawda. Niepokój pana marszałka jest uzasadniony. W branży borykamy się z dużymi problemami ze wzrostem cen i płynnością. To jest spowodowane głównie tym, że firmy realizują kontrakty sprzed roku, a nawet sprzed dwóch lat po cenach, które były dużo niższe. Niestety kontrakty nie zawierają takich ryzyk jak gwałtowny wzrost cen materiałów o około 30%, a robocizny nawet o 50%, to powoduje generowanie strat i przekłada się to na płynność.
Tego wzrostu cen nikt nie był w stanie przewidzieć wtedy kiedy zawierano kontrakty?
Nie sposób takich reakcji rynku przewidzieć. W mojej ocenie to jest spowodowane głównie nierównym rozkładem zleceń, które od wielu lat powodują to, że mamy kumulację zleceń co powoduje wzrost cen. Później mamy gwałtowny spadek cen. Wtedy przedsiębiorcy chcąc utrzymać swój potencjał ludzki, starają się pozyskać po jak najniższych cenach. To jest główny powód tego.
Z czego wynikają takie kumulacje zleceń? Czy to wynika z rytmu dotacji unijnych, czy z koniunktury rynku?
Wydaje mi się, że wynika to z kalendarza. Nie jestem politykiem, ale z kalendarza politycznego: mieliśmy rok 2012, kiedy było Euro. Wtedy nastąpiła duża kumulacja różnych zleceń m.in. stadiony i drogi. To spowodowało dużą falę upadłości firm, głównie tych podwykonawczych. Później nastąpił spadek zleceń.
Czegoś nie rozumiem. Mówi pan, że była duża kumulacja inwestycji i to spowodowało falę upadłości firm.
Jest to paradoks. W 2012 roku nastąpiła duża kumulacja projektów związanych z Euro 2012 w zakresie infrastruktury i stadionów. To spowodowało, że w tym czasie prawo nie gwarantowało pełnego bezpieczeństwa dostawcom i podwykonawcom dla dużych kontraktów.
Z czego dzisiaj wynikają problemy?
Dzisiaj naprawiono tę lukę. Została uporządkowana kwestia odpowiedzialności inwestora za podwykonawców i dostawców. Dziś jest jednak inny problem. Dzisiaj generalny wykonawca nie ma możliwości waloryzacji wzrostu cen, natomiast podwykonawca i dostawca może podnosić bez żadnej konsekwencji. W budownictwie nakłada się na to odwrócony VAT. Mali dostawcy i podwykonawcy doliczyli sobie do ceny 20% mając na uwadze, że zwrot tego VAT - u będzie następował w późniejszym czasie. To ma wpływ na wzrost cen generalnych wykonawców, którzy nie mogą tego odzyskać. Nie mają narzędzi waloryzacyjnych w umowach z zamawiającymi.
Czyli największe problemy mają duże firmy?
Tak. W tej chwili one się przekładają na tych małych, ponieważ opóźniano się w płatnościach, a to jest najgorsze co może być. Ja jako przedsiębiorca strasznie nad tym ubolewam. Terminowe płatności to jest podstawa budowy zaufania we wzajemnych relacjach między przedsiębiorcami. Dzisiaj w przeważającej części przepływów gospodarczych są poważne zaległości. Mamy sygnały nie tylko z sektora budownictwa, ale firmy ubezpieczeniowe, które zajmują się ubezpieczeniami i monitorowaniem rynku widzą to, że w sferze handlu, transportu i budownictwa to jest bardzo zły objaw.
Czyli to jest taki zamknięty łańcuch. Jeden nie zapłacił drugiemu, więc tamten nie może z kolei zapłacić swojemu dostawcy.
W konsekwencji ten najsłabszy może tego nie wytrzymać i doprowadzi do upadłości.
Czy to może spowodować właśnie taki efekt domina, że będzie fala tych upadłości?
Już od czerwca obserwujemy to. Środowisko sygnalizowało to już na początku tego roku. Izba Drogownictwa, Związek Pracodawców Budownictwa sygnalizowały, że taka zła tendencja w tym roku będzie i to się niestety potwierdza. Od 1989 roku, w czerwcu było najwięcej wniosków restrukturyzacyjnych i upadłościowych. Do końca roku tendencje są zwyżkujące, jeżeli chodzi o to negatywne zjawisko.
Czy jest jakaś droga wyjścia, czy widzi pan jakiś program, który mógłby pomóc przedsiębiorcom w przerwaniu tego błędnego koła?
Na pewno waloryzacja cen czyli uwzględnienie tego wzrostu, który miał miejsce w tym roku przez zamawiających. Wykonawcy nie są w stanie udźwignąć tak dużego wzrostu cen, który nastąpił w tym roku.
To pewnie wymagałoby nowelizacji prawa zamówień publicznych, bo w zamówieniach publicznych nie można dowolnie zmieniać cen.
Dowolnie nie. Są pewne procedury, natomiast należy dopuścić taką możliwość, jeżeli na rynku dzieje się taka sytuacja. Bardzo istotnym elementem, o którym warto wspomnieć jest to, aby można było upłynniać szybciej wykonywane roboty. Dziś te procesy odbiorowe trwają od 60 do 90 dni. Przy tej sytuacji, straty generowane wzrostem cen, mają dodatkowy, negatywny wpływ na utrzymanie płynności w firmach. W moim przekonaniu największym błędem, który powtarza się od momentu, kiedy zaistniało prawo zamówień publicznych to jest to, że cena zawsze będzie tym podstawowym kryterium w zamówieniach publicznych. Nie powinna ona jednak odbiegać od ceny rynkowej, która obowiązuje w danym momencie. Przez ostatnich kilka lat mieliśmy taką sytuację, że cena wykonywanych usług była poniżej ceny rynkowej o 10-20%. W konsekwencji rodziło to tego typu sytuacje, że albo nie wykona się czegoś poprawnie, albo komuś się nie zapłaci lub kogoś się oszuka. Niestety używam takich twardych określeń, ale w takiej sytuacji, gdzie każdy chce się utrzymać i uratować na rynku, powoduje to tego typu reakcje.
Czy nikt nie zwraca na to uwagi? Czy reprezentacje przedsiębiorców nie podejmują takich rozmów z władzami?
Podejmują, natomiast to niestety trwa. To są dość długie procesy. Wdrożyliśmy proces restrukturyzacyjny w firmie w związku z zejściem z S5 w czerwcu tego roku. Jest to nowe prawo, które niedawno powstało. To prawo nie ma jeszcze stosownej praktyki, nie ma stosownych rozporządzeń. Mimo to, że ono daje szansę na to, aby wrócić do pełnej płynności to niestety pewne uwarunkowania praktyczne jeszcze są daleko z tyłu.
Wspomniał pan o zejściu z S5, czyli o rezygnacji z wykonawstwa tej inwestycji. Czy tego typu strategiczne dla regionu inwestycje nie są zagrożone przez tego typu procesy ekonomiczne?
Obawiam się, że tak. Nie można tego problemu nie dostrzegać. Sądzę, że każdy z wykonawców stara się właściwie reagować, ale też proszę zwrócić uwagę, że na S5 pewne odcinki powinny już mieć się ku końcowi. Oczywiście były pewne problemy, które uzasadniają przedłużenie terminu, ale nie sądzę, żeby przy braku dofinansowania tych strat, które w tej chwili ponoszą firmy, udało zrealizować się to w czasie.
Gdyby miał pan poradzić coś prostego zarówno władzom, jak i swoim podwykonawcom to co by pan powiedział?
Przede wszystkim upłynnić jak najszybciej, zmienić procedury, które opóźniają odbiór wykonanych robót i płatność za te roboty. Tu można wiele zyskać, żeby skrócić ten proces do maksymalnie miesiąca - dwóch tygodni. Jestem przekonany, że jest to możliwe. Takie praktyki już stosowali niektórzy inwestorzy i to pozwalało na to, żeby wykonawcy mieli gotówkę w obrocie.