Janusz Kaźmierczak
Michał Jędryka: Kim jest mediator?
Janusz Kaźmierczak: Mediator jest osobą, która pomaga zwaśnionym stronom znaleźć rozwiązanie w spornej sprawie i najlepiej gdyby to było rozwiązanie, które satysfakcjonuje wszystkich. W idealnej sytuacji nikt nie musi z niczego rezygnować, czyli mówimy tu o konsensusie, a nie o kompromisie. Sprawy do mediacji kierują policja, prokuratura i sądy, ale coraz więcej osób przychodzi prywatnie. Mamy na przykład spór sąsiedzki - nie ma na to paragrafu albo nie chcemy walczyć w sądzie, rozpętać wojny na kilka lat, chcielibyśmy się porozumieć, bo zależy nam na dobrych relacjach sąsiedzkich, partnerskich czy biznesowych - jakichkolwiek. Przychodzimy szukać rozwiązania, które mogłoby zmienić nasze życie.
I co robi wtedy mediator, na czym polega jego rola?
Rolą mediatora jest przede wszystkim dobre zdiagnozowanie tego z czym ma do czynienia - z jakim konfliktem i czego on dotyczy. Korzystamy z różnych narzędzi i technik mediacyjnych. Zbieramy sporo informacji na temat tego, co się dzieje, jak długo, jak faktycznie sytuacja wygląda, co dzisiaj się dzieje, ale też kierujemy uwagę stron na przyszłość, to znaczy co państwo moglibyście zmienić w swojej relacji, na co się umówić, żeby jutro było lepiej niż było wczoraj. W mediacji, przynajmniej ja tak pracuję, staram się jak najmniej wracać do przeszłości, bo na to strony nie mają już wpływu. To jest pewnym tłem i bagażem, ale to na co mają ogromny wpływ to na to, co będzie jutro, pojutrze, za tydzień, za dwa tygodnie, za rok.
Większość sporów, które mediatorzy pomagają rozwiązać ma chyba bezpośredni lub pośredni związek albo z jakimś majątkiem albo z jakąś krzywdą, niesprawiedliwością.
Tak, jest spora część spraw, które dotyczą właśnie czegoś wymiernego - odszkodowania, zadośćuczynienia, podziału majątku dorobkowego, zachowku. Uczestniczyłem również w mediacjach pomiędzy pracownikami i przełożonym lub pracodawcą.
Co mediator robi? Czy próbuje nakłonić strony do zgody? Czy perswaduje? Czy po prostu słucha?
Spór jest zaogniony, kiedy między stronami nie ma przepływu informacji. Spotkanie u mediatora pozwala im nierzadko po raz pierwszy od lat porozmawiać bez nerwów, że ktoś tego dopilnował. I to jest właśnie rola mediatora - żeby moderować taką rozmowę, żeby nikt nikomu nie przerywał, żeby dana osoba mogła dokończyć swoją wypowiedź, przedstawić swoje pomysły na rozwiązanie, odnieść się do pomysłu drugiej strony, powiedzieć dlaczego się zgadza i jakie ma kontrargumenty. To jest zadanie mediatora - udrożnienie komunikacji między stronami. Natomiast moim zadaniem nie jest nakłanianie czy przymuszanie do zawarcia ugody. Jedną z ważnych zasad mediacji jest dobrowolność udziału w niej i dobrowolność zawarcia porozumienia, które mogłyby kończyć spór.
A co ze sporami o poglądy?
Prowadzę sporo spraw rodzinnych i często pojawia się temat różnicy poglądów między rodzicami, na przykład w kwestii szczepień, czy dziecko ma chodzić na religię czy ma przystąpić do pierwszej komunii. To są trudne spory, ponieważ rodzice mają swój system wartości, był on wspólny, kiedy byli narzeczonymi i brali ślub, a potem nagle coś się stało, że ktoś stwierdził: Nie jestem wierzący, nie jestem praktykujący i nie chciałbym, żeby nasze dziecko było w tym duchu wychowywane. I wtedy pojawia się kłopot. W świecie wartości mamy do czynienia albo z bardzo trudno rozwiązywalnym konfliktem albo w ogóle nierozwiązywalnym . To, co my staramy się wtedy zrobić, to trochę zamienić ten konflikt, poszukać czy nie ma tam innych rodzajów konfliktu, np. konfliktu potrzeb.
Wszyscy obserwujemy życie społeczne w Polsce i chyba wszyscy jesteśmy zaniepokojeni tym, że spór polityczny przekroczył pewną niebezpieczną barierę. Czy pan ze swoim doświadczeniem mediatora widzi jakieś rozsądne rozwiązanie tego problemu?
Powiem szczerze, że jak przyglądam się życiu społecznemu to rozwiązania nie mam, natomiast zawsze zastanawiam się kto musiałby usiąść do stołu i czy udałoby się tym osobom rozmawiać bez wrogiego nastawienia, z przekonaniem o potrzebie rozwiązania kryzysu i wysłuchania w tym celu racji drugiej strony oraz poszukania rozwiązania z którego jedna i druga sporu byłaby zadowolona. Mam czasem wątpliwości czy to byłoby możliwe (...) Nie chcę tutaj wyjść na czarnowidza, ale uważam, że sytuacja jest bardzo trudna. Te emocje, które narosły, narastają i co jakiś czas wybuchają, one bardzo skutecznie utrudniają jakiekolwiek porozumienie. Wtedy strony uciekają od argumentacji merytorycznej - opartej o pewne fakty, dane statystyczne, prawo, o jakiekolwiek rzeczy mierzalne, a idą w inwektywy, podgrzewanie atmosfery sporu i to mediację skutecznie utrudnia. Rozwiązania niestety nie mam i nawet nie próbowałem go szukać. Bardziej interesują mnie warunki wejściowe - jak usiąść do stołu rozmów niż myślenie kategoriami rezultatu. Zawsze w mediacji staram się myśleć o tym co zrobić, żeby strony usiadły do stołu i tu się spotkały i usłyszały. A z czym one wyjdą? Czy wyjdą z porozumieniem czy bez, to będzie taki pozytywny skutek uboczny, że mamy porozumienie albo przynajmniej porozmawialiśmy i okazało się, że różnimy się tak fundamentalnie, że żadnego porozumienia nie zawrzemy.