Piotr Król
Marcin Kupczyk: Specjalny zespół ma się zająć sytuacją związaną z terenem po Zakładach Chemicznych Zachem w Bydgoszczy. Tereny po Zachemie są określane jako ekologiczna bomba jakiej nie ma nigdzie w kraju. Co z tym trzeba zrobić?
Piotr Król: Przede wszystkim trzeba to zdiagnozować. Na początku tej kadencji jak zostałem tym tematem zainteresowany to przekonywałem się z każdym dniem, że trzeba zacząć działać. To co najbardziej niepokojące to są wody gruntowe, które przesuwają się w taki sposób, że docierają w okolice zamieszkane przez ludzi. Z drugiej strony patrząc, te wody podziemne płyną też w kierunku Wisły. Jest to zatem trudna sytuacja. My nie mamy niestety posła w Komisji Ochrony Środowiska, ja zostałem tą kwestią zainteresowany przez dyrektora Dariusza Wrzosa, ówczesnego dyrektora RDOŚ i im więcej rozmawialiśmy z ekspertami, naukowcami z AGH, to ugruntowałem się w przekonaniu, że trzeba w tej sprawie pomóc.
Jakie działania zostały podjęte? Bo słyszymy o 14 mln dla RDOŚ, to ma być wkład własny w program badawczy, który cały ma być warty 93 mln zł. Skąd pieniądze?
To mają być pieniądze z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i tak się szczęśliwie złożyło, że pan Dariusz Wrzos jest obecnie wiceprezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, więc możliwość dotarcia tam jest łatwiejsza. Obecnie dyrektorem RDOŚ jest pani Maria Dombrowicz i muszę powiedzieć, że ta współpraca układa się bardzo dobrze. Program badawczy to oczywiście prowadzenie badań, ale mamy zdiagnozowane już główne ogniska, które zanieczyszczają te wody gruntowe. Wiemy, że na terenie Zachemu istniała tzw. bariera czyli te studnie, które były w ziemi. Niestety po tym jak Zachem upadł zostały one przez syndyka wyłączone. (..) Nie ma takiego przypadku z którego moglibyśmy czerpać przykłady. (...). Po tym jak Zachem upadł i część terenów zostało przejętych przez miasto m. in. drogi, została podjęta decyzja na przykład o tym, że te posterunki, które były na wjeździe na ten obszar zostały zlikwidowane.
Sugeruje pan brak kontroli nad tym terenem?
Sugeruje, że gdyby w przeszłości działania były koordynowane między różnymi instytucjami, spodziewam się, że prezydent miasta gdyby zapytał WIOŚ czy jego decyzje coś im ułatwią czy utrudnią podaję jako przykład, że sama koordynacja pozwala uniknąć różnego rodzaju sytuacji. W piśmie do wojewody zaproponowałem kilka zadań dla tego zespołu i cieszę się, że wojewoda go powołał, bo to jest i analiza materiałów, i wyników badań, to jest rozpoznanie możliwości wykonawczych, wybór i opracowanie technologii, bo tutaj też trzeba rozwiać pewien mit, bo w przestrzeni publicznej funkcjonują jakieś w ogóle niebotyczne kwoty i te kwoty powodują... działają na wyobraźnię...
Ja te kwoty przypomnę, nie dość że 14 mln wkładu własnego, a dalej potrzeba 20 lat i 2 miliardów złotych - mówiła Maria Dombrowicz. 2 miliardy złotych panie pośle!
To są z całą pewnością potężne pieniądze, ale nic nas nie może powstrzymać przed tym żeby zacząć ten problem naprawiać. Takie mam doświadczenie życiowe, że przy dużych zadaniach po prostu trzeba rozpisać zadania na osoby odpowiedzialne, na czas realizacji i realizować punkt po punkcie, żeby znowu nie było takiej sytuacji, że mija 5 - 10 lat i my się budzimy, bo się nagle okaże, że badania wody w Wiśle wykażą, że te substancje się tam przedostały, po prostu trzeba to zacząć konsekwentnie realizować.
Na szczeblu lokalnym tego problemu nie rozwiążemy?
To prawda, ale musimy być przygotowani i musimy mieć plan. (...).