Arkadiusz Myrcha [wideo]
Marcin Kupczyk: Kiedy – Pana zdaniem – powinny się odbyć wybory prezydenckie i w jakiej formie?
Arkadiusz Myrcha: W formie przewidzianej konstytucją przede wszystkim. Czy to będzie 10 maja? Nic na to nie wskazuje, nie ma możliwości fizycznych, prawnych. Wygląda na to, że ta data – mimo zapewnień pana prezesa i wielu przedstawicieli PiS-u - nie będzie możliwa do zrealizowania. Jaki termin późniejszy? Pod znakiem zapytania jest, czy w ogóle w tym roku damy radę przeprowadzić wybory.
Nawet jeśli miałyby odbyć się w formie korespondencyjnej – w XXI wieku nie wykluczamy takiej formy - to musi być solidnie przygotowana, z wielomiesięcznym wyprzedzeniem. Musi być zorganizowana przy głównym udziale Państwowej Komisji Wyborczej, a nie nominata partyjnego, czyli pana wicepremiera Sasina. To musi być zrobione przy współpracy z pocztą.
My – jako wyborcy – musimy być pewni na 101 proc., że pakiet wyborczy – każdego z blisko 30 mln uprawnionych do głosowania obywateli – dojdzie do każdego gospodarstwa domowego, umożliwiając głosowanie. Przed nami więc ogromne wyzwanie, z którym jako państwo musimy się zmierzyć. Mam nadzieję, że rządzący zaproszą do tego nie tylko opozycję, ale także organizacje pozarządowe tak, żebyśmy mogli przeprowadzić wybory w uczciwy sposób.
Rządzący krytykują opozycję za brak odwagi i za nie podawanie konkretnego terminu. Może chodzi o to, że po pandemii nastąpi kryzys, a tak się na pewno stanie, zatem pogorszą się nastroje, a wtedy rośnie szansa opozycji. Może więc chodzi o zdobycie władzy?
- Potocznie Polacy w rozmowach mówią, że „PiS idzie do władzy po trupach”. Chce za wszelką cenę utrzymać władzę. Dziś nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy sierpień, czy wrzesień to jest dobry termin wyborów. Czy marzec przyszłego roku jest już terminem bezpiecznym. Dziś minister zdrowia i pan premier, którzy mają największą w Polsce wiedzę na temat pandemii, nie są w stanie powiedzieć, jaka będzie sytuacja za dwa tygodnie i jakie będą etapy rozmrażania gospodarki, zrzucania restrykcji.
A może zróbmy te wybory 17 maja, a potem zajmijmy się pandemią. Zgodzi się Pan, że jeśli będą miały się odbyć we wrześniu, to kampania będzie trwała przez czerwiec, lipiec, sierpień. Może miejmy to szybko za sobą?
- Jesteśmy w stanie epidemii. Pan premier zresztą sam powiedział, że w maju będzie szczyt, w maju będzie najwięcej zakażeń. I my wtedy powiemy 30 mln Polaków: odbierajcie pocztę, wychodźcie z domu, głosujcie. Skażemy wtedy ludzi na wielomiesięczną, o wyższym poziomie, epidemię. (...)