Lider i gitarzysta grupy NaVi
„...sztuka naprawdę jest wymagająca, dlatego że to co się napisze, gdzieś tam w jakimś felietonie, w artykule, w czymś, zawsze można potem jeszcze skomentować. Zawsze można jeszcze coś poprawić, natomiast tutaj piosenki zostają. Oczywiście można je nagrać drugi, trzeci raz, ale to pierwsze wrażenie jest najważniejsze. No i właśnie mówimy tutaj o pewnych ulotnych rzeczach, o pewnych rzeczach, których się nie da zdefiniować, nie da się jakoś określić. To są bardzo ulotne historie i właśnie uchwycenie tego, w tym najważniejszym momencie, kiedy się ten utwór wykonuje, czy się go nagrywa, jest najważniejsze...”
Piątek, 17 listopada 2023 o godz. 20:05
„Wszystkiemu wbrew” - taki nosi tytuł nowa płyta. Idzie Pan pod prąd?
- Czasami trzeba. Tak, rzeczywiście taki jest tytuł mojej ostatniej płyty.
Skąd w ogóle pomysł na taki tytuł?
- Oczywiście, jak zawsze to jest pewien przypadek. Przemek Kuczyński nasz perkusista, napisał tekst, przyglądając się mojemu chaotycznemu życiu. Pewnie lepiej to zrobił, niż gdybym ja miał o tym pisać. No i tak wyszło, że piosenka ma tytuł „Wszystkiemu wbrew”. To trochę też oddaje, jakby charakter tych wszystkich działań, z którymi się mierzyłem przez tych 30 lat. Zawsze było czemuś wbrew, tak trochę rock and roll'owo.
No wie Pan, gdyby było zawsze z górki, to byłoby nudno.
- Zawsze jak trzeba gdzieś tam pójść do przodu, albo zbadać nowe tereny, to trzeba się troszeczkę pomęczyć. Czasami się też trzeba buntować. Oczywiście ważne jest, żeby ten bunt był jednak kreatywny, a nie jakiś „zatraczeńczy”. I tak powstała płyta „Wszystkiemu wbrew” .
I to było 30 lat wszystkiemu wbrew? Skoro Pan obchodzi w tym roku jubileusz trzydziestolecia pracy artystycznej i już sama piosenka pod tym tytułem jest taką trochę historią wziętą z Pana życia, to gdybyśmy tak się wsłuchali w inne teksty, to też tam będą historie z Pana życia?
- Chyba tak. Ostatnio też moja żona zwróciła na to uwagę, więc chyba rzeczywiście te teksty coś tam o mnie mówią. Ona jeszcze niestety dodała jedną rzecz i powiedziała tak: takie smutne są te twoje piosenki.
Czyli ma Pan smutne życie?
- Nie. Są różne teorie, bo niektórzy twierdzą, że to właśnie radośni artyści tworzą smutne piosenki, a i też na odwrót, że smutni artyści tworzą wesołe piosenki. Trudno więc powiedzieć, tak się to poukładało. Gdzieś tam szukamy w kosmosie tych dźwięków, tych inspiracji i przychodzą do nas takie jakie przychodzą. To, co mogę powiedzieć o tej całej sztuce i tej przygodzie, to tam nie było niczego wykoncypowanego, wyrachowanego, czy takiego zaplanowanego, że akurat teraz chce zrobić to, czy tamto. Staraliśmy się uchwycić chwilę twórczego momentu, pewnej epifanii, używając już takich dużych słów.
Panie Pawle, ta płyta też się różni od poprzednich tym, że mamy przerost wokalistów nad instrumentalistami.
- Rzeczywiście 4 wokalistów. Przez zespół się przewinęło pięcioro wokalistów. Tym razem nie udało się ściągnąć Gosi Walendy, która już parę lat temu postanowiła, że będzie przede wszystkim aktorką. Ale pozostałe osoby, które gdzieś przewijały się w historii zespołu, wyraziły chęć i z tego powodu jest mi tutaj miło. Tym bardziej, że to są spore nazwiska, bo i Ania Szarmach i Grzegorz Wilk, także Sonia Stochmiałek z Łodzi, więc zrobił się taki fajny zestaw osób śpiewających.
Dlatego Pan postanowił, jakby dokonując pewnego rozliczenia z tym trzydziestoleciem, zaprosić różnych wokalistów?
- Zarzucano mi i temu zespołowi, że nie możemy się zdecydować, czy żeński głos, czy męski, czy te piosenki bardziej pasują do takiego głosu, czy do takiego?
Posłuchaliście tych krytykantów?
- No my jak zawsze kierowaliśmy się już nie tylko w kwestii wokalu, ale w ogóle w doborze piosenek, czy też jakby w aranżowaniu ich. Kierowaliśmy się pewnym dobrem piosenki, żeby ona dobrze wypadła, w związku z tym dobieraliśmy odpowiednie składy. Do tego także nie wszystkie piosenki, chociaż większość w historii zespołu skomponowałem sam, ale tutaj też czerpałem z pomysłów kolegów. Przewinęło się wielu aranżerów, wielu też instrumentalistów, po prostu podporządkowaliśmy, jakby tutaj narzędzia do konkretnego projektu, konkretnego celu.
Ale już jest w tej chwili pomysł, żeby to była grupa z męskim głosem?
- Grzesio Wilk się dobrze zadomowił w tym projekcie i mamy taki zestaw piosenek. Występowaliśmy już z nim w paru miejscach w Polsce, ale mamy też zestaw właśnie z Anią Rosochacką. Jestem wielkim fanem jej głosu i talentu, więc właściwie jesteśmy przygotowani na różne ewentualności. Ale tak jak powiedziałem, generalnie ten projekt zmierza ku pewnemu końcowi. Zobaczymy co będzie dalej. Dlatego mówię, że to jest ostatnia płyta, ponieważ przy nagrywaniu każdej płyty czułem gdzieś tam już pomysły i właśnie tę epifanię na następne piosenki, czy projekty. Tym razem tego nie czuję, więc nie wiem, czy to będzie po prostu jakaś przerwa odpoczynkowa, czy to będzie jakiś finał. Ale tak czy siak, zawsze jesteśmy tu gotowi, żeby zagrać, czy to w męskim składzie, czy z wokalistką.
Bo zespół obchodzi w tym roku 13-lecie.
- Zespół NaVi jest moim drugim zespołem. On powstał w roku 2010, czyli no mamy 13 lat, to jest kawałek już historii. Ale gdyby właśnie „Wszystkiemu wbrew” się jednak okazało, że to nie będzie koniec mojej działalności artystycznej, to na pewno po tych wielu, wielu latach i poszukiwaniach to na pewno będzie to ten sam skład, ci ludzie, ci muzycy.
A czym jest dla Pana właśnie działalność muzyczna, artystyczna, bo to nie jest jedyna Pana działalność?
- Tak się poukładało, że osoby z mojej generacji, z mojego pokolenia wychowywały się na dobrej muzyce lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Tej klasycznej, rockowej czy szeroko pojętej popowej, bo to przecież też były różne style. Przesiąkałem tym od naprawdę młodych lat i zacząłem się bawić muzycznie. W pewnym momencie zorientowałem się, że przerodziło się to w taką już profesjonalną działalność, której początek liczę od 1993 roku, czyli od wydania pierwszej mojej płyty z zespołem „Radio 24”, u Marka Kościkiewicza i w nieistniejącej już ale legendarnej wytwórni Zygzak. Z tej wytwórni wyszło przecież wielu artystów, tam i było „deMono”, „Mafia”, „Piasek i Kayah”. Można by długo wymieniać i w pewnym momencie, to hobby jakoś przerodziło się już w takie bardziej profesjonalne działanie.
I to już pozostało?
- Pozostało ze mną, ponieważ też mam szerokie inne zainteresowania. Trudno było mi się poświęcić, oddać tylko jednej działalności, więc tak trochę renesansowo wrzuciłem się w kilka projektów, nie tylko muzycznych.
A z drugiej strony muzyka, czyli ta część artystyczna jest bardzo zaborcza, prawda?
- Tak. To jest bardzo trudna działka, bo to jest działka twórcza, tak więc, ja też już nawiązując i szukając może też jakiś analogii, czy porównań do innych moich działalności, czy to działalności naukowej, to powiem szczerze, że nie ma porównania między nagraniem dobrej płyty, a napisaniem dobrej książki. Pewnie tutaj ta część naukowa się ze mną nie zgodzi, ale sztuka naprawdę jest wymagająca, dlatego że to co się napisze, gdzieś tam w jakimś felietonie, w artykule, w czymś, zawsze można potem jeszcze skomentować. Zawsze można jeszcze coś poprawić, natomiast tutaj piosenki zostają. Oczywiście można je nagrać drugi, trzeci raz, ale to pierwsze wrażenie jest najważniejsze. No i właśnie mówimy tutaj o pewnych ulotnych rzeczach, o pewnych rzeczach, których się nie da zdefiniować, nie da się jakoś określić. To są bardzo ulotne historie i właśnie uchwycenie tego, w tym najważniejszym momencie, kiedy się ten utwór wykonuje, czy się go nagrywa, jest najważniejsze. Także z tego punktu widzenia uważam, że jednak ta działka jest najtrudniejszą.
Z tego pierwszego składu z 2010 roku, oprócz Pana, czy ktoś jeszcze został?
- Z tego pierwszego składu tak naprawdę nie ma już nikogo, no chyba, że tutaj wspomnimy perkusistę - Przemka Kuczyńskiego. On dołączył przy drugiej płycie, a jest już tych pięć płyt w tej formacji, więc on, jego staż jest dosyć długi. Ale to też niektórzy złośliwi i właśnie producenci mówią, że po pierwszej płycie zespół się rozpada, także być może coś w tym jest. Przemek jest tutaj oprócz mnie najdłużej i właściwie od momentu kiedy dołączył przy drugiej płycie, to tak razem to artystycznie ciągniemy.
Jak się słucha waszych płyt, to ma się takie wrażenie, jakby zespół NaVi ciągle poszukiwał.
- Tak jak w życiu… Całe życie też jest poszukiwaniem. Tak, zdecydowanie tak. Sztuka to jest kwestia pewnych olśnień, pewnych objawień, pewnych różnych dziwnych uniesień, które próbujemy gdzieś tam na różnego rodzaju nośniki przerzucać, żeby móc się potem z tym dzielić. A więc z natury rzeczy jest to na pewno też jakieś poszukiwanie, jakaś podróż w nieznane. A jak się dojdzie do jakiegoś jednego punktu, to człowiek by chciał jeszcze zobaczyć, co tam jest za kolejnym zakrętem. To tak jak w życiu.